Nieco pikantne dzieje damiany

11 sierpnia 2023

Współczesne czasy pozwalają nam nie tylko szybciej podróżować i łatwiej się komunikować, ale co chyba najważniejsze, możemy czerpać w sposób nieograniczony ze skarbca wiedzy wielu kultur. Nie inaczej jest w fitoterapii. Niegdyś „skazani” na korzystanie jedynie z dobrodziejstwa roślin rosnących za przysłowiowym płotem, dziś kierujemy uwagę na dary natury odkryte dawno temu przez ludy odległych zakątków.

W Ameryce Południowej i Środkowej rośnie Turnera diffusa , czyli turnera rozpierzchła, krzew o ciekawych żółtych kwiatach. Pachną nie tylko kwiaty, ale i liście, w których aromacie można rozpoznać woń zbliżoną do mieszanki eukaliptusa, migdałów, żywicy. Z kwiatów zawiązują się owoce, a ich smak podobno przypomina figi.

Roślina ta należy do rodziny męczennicowatych, do których zalicza się, wielu już znaną, męczennicę (Passiflora). Na terenie Europy nie rośnie naturalnie żaden przedstawiciel męczennicowatych, bo głównym ich siedliskiem jest Ameryka Południowa.

W naszym klimacie jednak coraz częściej uprawia się te rośliny w ogrodach, traktując je jako jednoroczne lub przenosząc w chłodniejszych miesiącach do ogrzewanych pomieszczeń. Nie inaczej jest z turnerą. Ten pachnący krzew pojawia się coraz częściej i w polskich ogrodach, szczególnie zielarskich.

Turnera jest jednak bardziej znana jako damiana. Skąd ta nazwa? Musiała się ta roślina niezwykle zasłużyć, skoro nadano jej nazwę od postaci średniowiecznego aptekarza i lekarza Damiana, który (jak legenda mówi) wraz ze swym bratem Kosmą, leczył za darmo nie tylko biednych, ale i pogan, przy okazji ich nawracając. Owi bracia – lekarze, prawdopodobnie bliźniacy, pochodzili z terenu dzisiejszej Syrii, choć ich ojciec był Grekiem, poganinem, natomiast matka bogobojną chrześcijanką.

Kosma wraz z Damianem zginęli śmiercią męczeńską w czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana. Jednak po ich śmierci miały zacząć dziać się cuda, a ludzie wierząc, że ich moc lecznicza trwa po śmierci, uznali ich za świętych męczenników. I tak – Kosma i Damian – zostali patronami cyrulików, lekarzy, aptekarzy, farmaceutów, chirurgów, a nawet dentystów. Czy znali liść turnery? Raczej mało prawdopodobne, ze względu na odległość dzielącą miejsce, gdzie rosła damiana, a teren, na którym działali.

Kto pierwszy zastosował nazwę damiana? Dziś trudno stwierdzić. Roślinę wykorzystywano od wieków w Ameryce, a szczególnie popularna była w Meksyku. Jednak nieco pikanterii całemu temu zamieszaniu z nazewnictwem  dodaje fakt, że damiana przede wszystkim (choć nie tylko) ma sławę afrodyzjaku. Jeśli zważy się, jak wielkie znaczenie w dawnych czasach miała sukcesja, a szczególnie dziedziczenie koron, to wiązanie najznakomitszych, a przy tym świętych lekarzy ze sferą intymną przestaje tak dziwić. W tym znaczeniu ziele, które mogło zapewnić ciągłość rodową, musiało być święte. Wróćmy jednak do bardziej zamierzchłych czasów.

Na pewno damiana znana była już Majom. Uważali ją za jedną z ważniejszych roślin leczniczych, stosując w zaburzeniach równowagi i zawrotach głowy. Wiedza Majów przetrwała w kulturze ludów Ameryki Południowej i Środkowej. Tradycyjnie był to afrodyzjak, ale uważano też, że leczy wątrobę i stanowi dobry środek wykrztuśny i wzmacniający. W krajach Ameryki Południowej macerat z liści damiany na bazie tequili jest uznawany za halucynogenny, wywołujący stan euforii.

Meksykanie parzyli też liście damiany, aby się pobudzić, nabrać werwy i zwiększyć libido, ale też złagodzić stany depresyjne i lękowe. Przydatna była ponadto w kobiecych sprawach. Uważano, że łagodzi zaburzenia menstruacyjne, może pobudzić owulację, ale i wywoływać poronienia. Napar z turnery podawano dzieciom cierpiącym na nocne moczenie. Która z tych właściwości damiany tak zainteresowała w XVII w. hiszpańskich misjonarzy, by przekazać wzmianki o roślinie do Europy?  Raczej nie chodziło o łagodzenie ukąszeń skorpiona.

Otóż w 1699 r. ojciec Juan Maria de Salvatierra, zanotował, że meksykańscy Indianie przygotowują napój na bazie namoczonych liści i cukru, który uważają za afrodyzjak. Może ta konsystencja leku skojarzyła się misjonarzowi ze świętym Damianem? W Europie popularna była bowiem inna pasta w postaci ulepku, zwana jako opopira (opopira magnum). Przygotowywało się ją podobnie, jak to mógł zaobserwować  de Salvatierra u Indian, mieszając składniki z cukrem lub miodem z wodą, tak by można ją przyjąć doustnie. Ponoć mogła uleczyć nawet paraliż, a przypisywano ją właśnie świętym Kosmie i Damianowi.

Pierwszy opis Turnera diffusa przekazał w 1820 r. Carl Ludwig von Willdenow, pierwsze zaś preparaty z damianą, o których wiadomo, pojawiły się na rynku amerykańskim w latach 80. XIX w. W 1874 r. amerykańska firma Helmick&Co. wypuściła na rynek tynkturę z damiany. Ten pierwszy lek na bazie wyciągu z liści reklamowano jako środek pobudzający, na osłabienie, impotencję i zwiększający popęd płciowy, szczególnie dla osób starszych oraz zniedołężniałych.

Zarówno eliksir, jak i ekstrakt z Turnera diffusa przez wiele lat znajdowały się na oficjalnej liście leków w USA (U.S. National Formulary). Brytyjska Herbal Pharmacopoeia zalecała podawanie wyciągów z liści w zaburzeniach lękowych o podłożu seksualnym, jak również w osłabieniu i depresji oraz w upośledzeniu popędu płciowego.

Na pewno pod koniec XIX w. roślinę znali polscy farmaceuci. Intrygująca jest nazwa, pod którą możemy spotkać damianę w „Słowniku środków lekarskich, podręczniku dla aptekarzy, lekarzy i materjalistów” z 1884 roku. Jej autor, Władysław Wiorogórski (1853-1912), dla rośliny, którą nazywa Turnera aphrodisiaca (!), używa polskiej nazwy. To … złotokla rozjurzająca. To właśnie ją nazywa Herba Damianae.

Cóż, bez względu na inne swe właściwości ziele damiany kojarzy się przede wszystkim z jurnością. Autor wspomnianego słownika, choć podkreśla afrodyzjakalne działanie damiany, zauważa, że ma ona zastosowanie zarówno „tonicum jak aphrodisiacum”. Ten farmaceuta wraz z Kazimierzem Wendą byli też autorami dzieła „Nowe leki, ich własności i zastosowanie”. Tu poczytać możemy o tym, jak odróżnić tzw. prawdziwą, meksykańską damianę od jej podróbek, co świadczy o popularności tego surowca. W tym samym roku, 1884, w wydanej Farmakognozyji Mieczysław Dunin-Wąsowicz opisując roślinę określa ją jako „wyborny lek rozjurzający”.

Olejek z liści z różnych gatunków Turneae , wraz z niemiecką nazwą Damianablätter-Oel, wspominają w 1897 r., wydawane w Warszawie, „Wiadomości Farmaceutyczne”, powołując się w rozprawie na temat olejków eterycznych na Schimmella. Chodzi tu o ówczesną znaną saksońską firmę chemiczną Schimmel & Co., będącą przez pewien czas światowym liderem w produkcji olejków eterycznych, esencji i produktów chemiczno-farmaceutycznych oraz naturalnych i sztucznych substancji zapachowych. Według przytoczonego prospektu firmy Damianablätter-Oel „praktycznego zastosowania olejek ten jeszcze nie znalazł: służy jedynie jako okaz w naukowych zbiorach.”

Na początku XX w. jedna z paryskich firm farmaceutycznych H. Laire wypuściła pigułki Herial zalecane jako „środek wzmacniający, zwłaszcza sferę płciową”. Zawierał „wyciągi z kory johimbehe, z korzenia i drewna muira-puama, z ziela damiany i z orzechów kola oraz sproszk. korzeń lukrecjowy” lub w drugiej wersji jeszcze wzbogacony ekstraktami z korzenia Echinacea oraz kory chinowca żółtego. Herial trafił też wkrótce na polski rynek.

Dziś napary z liści damiany wykorzystuje się, aby złagodzić niestrawności na tle nerwowym, poprawić apetyt, usprawnić trawienie, wyregulować pracę jelit i poprawić procesy metaboliczne (m.in. w cukrzycy). Nieco silniejsze ekstrakty mogą pomóc w przypadku biegunek oraz jako środki moczopędne w stanach zapalnych pęcherza moczowego i nerek. Tradycyjna medycyna poleca damianę jako środek wspierający leczenie chorób dróg oddechowych, a nawet w terapii kiły i malarii. Liście damiany mogą przynieść ulgę w odczynach zapalnych skóry, wynikających np. z ukąszeń.

Jednak nie ukrywajmy – to zdolność do zwiększania libido zwraca uwagę na tę roślinę, choć może szkoda, bo przecież jej zastosowanie może być znacznie szersze.

Tekst: Olga Tylińska

Fot. Pixabay

Przeczytaj również: Mandragora, alrauna i marzenie o leku na wszystko