Kordyceps – opowieść o tajemnicy natury
24 maja 2021
O ile fitoterapia, choć z różną intensywnością, wciąż przewija się wśród uznanych metod naturalnego wspomagania zdrowia, o tyle mykoterapia – leczenie grzybami przez lata była u nas prawie pomijana. W kraju, w którym zbieranie grzybów urasta do rangi jesiennego sportu, pomijanie leczniczego aspektu fungoterapii wydaje się co najmniej dziwne. Jakże inaczej na grzyby patrzą mieszkańcy Wschodu.
W tradycyjnej chińskiej medycynie leczenie grzybami nigdy „nie wyszło z mody”, stanowiąc istotną gałąź tamtejszej sztuki przywracania zdrowia i zachowania równowagi organizmu. Wśród wschodnich specyfików jest grzyb wyjątkowo ciekawy i tajemniczy – kordyceps.
W Tybecie nazywany jest yartsa gunbu, co można przetłumaczyć jako „w lecie trawa-w zimie robak”. W Polsce znany jest jako kordyceps chiński, maczużnik chiński Ophiocordyceps sinensis, grzyb gąsienicowy. Naturalnie rośnie on na Wyżynie Tybetańskiej i w Himalajach na wysokości od 3 do 5 tysięcy metrów n.p.m.
Opowieść o tym grzybie należy zacząć od pasterzy jaków. Zwrócili oni uwagę, że zwierzęta, które poza trawą jadły również dziwne „roślinki”, miały więcej wigoru, siły, wytrzymałości i były znacznie zdrowsze od reszty stada. Spróbowali sami i odkryli, że kordyceps działa dobroczynnie i na ludzi.
Najprawdopodobniej najstarszy zapisek o gąsienicowym grzybie znalazł się w pracy XV-wiecznego tybetańskiego lekarza Zurkhara Nyamnyi Dorje. Świat zachodni dowiedział się o kordycepsie w 1726 roku podczas paryskiej konferencji mykologicznej.
W 1964 r. Ophiocordyceps sinensis został zaklasyfikowany jako lek ziołowy współczesnej farmakologii chińskiej. Głośno o gąsienicowym grzybie zrobiło się po zawodach lekkoatletycznych w Pekinie – w 1993 roku. Wówczas trzy chińskie biegaczki ustanowiły rekordy światowe aż na trzech dystansach 10 000, 15 000 i 30 000 m. Ponoć tak zadziałał ostry trening połączony z zażywaniem toniku z kordycepsem.
Co ciekawe, pierwotnie nie wiedziano nawet, czym jest maczużnik chiński. Uważano go za robaki lub dziwoląga, będącego połączeniem rośliny i zwierzęcia (stąd ta tajemnicza nazwa „w zimie robak-w lecie trawa”). W naturze bowiem maczużnik pasożytuje na larwach owadów, dokładnie na gąsienicach motyla Hepialus fabricius, które zaatakowane przez zarodniki grzyba, zagrzebują się w ziemi. Po śmierci gąsienicy, grzybnia wytwarza maczugowatą podkładkę z zarodnikami, którą brano za ową „trawę w lecie”.
Jeśli komuś bardzo żal zaatakowanych gąsienic, to niech weźmie pod uwagę to, że grzyb odgrywa rolę w kontroli biologicznej motyla, będącego szkodnikiem upraw. Dziś już i tak rzadko uzyskuje się maczużnika z naturalnego źródła. Uprawia się go na ziarnach zbóż, np. na podłożu ryżowym.
W tradycyjnej medycynie chińskiej uważano, że ma moc przywracania idealnej równowagi yin i yang, co przypisywano właśnie ambiwalentnemu pochodzeniu specyfiku, uznając go jednocześnie i za roślinę, i za zwierzę. Najczęściej używaną formą podawania maczużnika jest tonik wzmacniający, często uzupełniony ekstraktami z innych ziół. Polecany jest on szczególnie w czasie rekonwalescencji. Uważa się, że wspomaga leczenie gruźlicy, kaszlu, anemii, a nawet wspiera walkę organizmu z rakiem.
Kordyceps jest specyfikiem bardzo silnym, wpływającym kompleksowo na organizm, pobudzającym reakcje odpornościowe i obronne. Wspiera działanie nerek, wątroby, i płuc. Uważa się, redukuje poziom cholesterolu, reguluje poziom cukru, niweluje skutki stresu. Z jego mocy korzystają sportowcy, a skoro podnosi wytrzymałość i libido – nie bez kozery nazywany jest himalajską viagrą.
Tekst: Olga Tylińska
Fot. Adobe Stock
Przeczytaj również: Kurkuma – skarb odkrywany na nowo
Adaptogeny – sposób na stres i zmęczenie