Zimowe grzybobranie
6 stycznia 2023
Kiedy kończy się sezon na grzyby? To oczywiste, nigdy. „Sezon na grzyby” to tak samo absurdalne pojęcie, jak „sezon na kupowanie szaf”. Szafę możemy kupić codziennie, a nie tylko wtedy, gdy kuszą promocje i wyprzedaże. Podobnie jest z grzybami. Jesienią mamy w lasach po prostu wielki Black Friday. Natomiast grzybowa oferta dostępna jest cały rok. Sezon na grzyby zaczyna się 1 stycznia, a kończy 31 grudnia.
Zwykło się przyjmować, że grzyby rosną do pierwszych przymrozków. I to w przypadku niektórych gatunków jest prawdą. Zimna nie lubią prawdziwki, maślaki, podgrzybki, kurki, koźlarze, gołąbki, generalnie większość tego, co zwykliśmy wkładać do koszyków. Wiele grzybów jednak preferuje chłodek. Nie jest im straszny ani mróz, ani śnieg, ani krótkie, wietrzne i mroczne dni. Dlaczego więc mało kto poważnie myśli o zimowym wypadzie do lasu na grzyby? Bo zimno, mokro i wieje? Owszem, ale to zupełnie jak jesienią. Bo człowiek się nachodzi, a potem wszystko do kubła, bo nie będzie smakowało? Bzdura!
Zimową porą w lasach znaleźć można gatunki bardzo popularne. Boczniaki, grzyby Mun, Enoki – to nazwy grzybów znanych z półek sklepowych. Wszystkie te gatunki można znaleźć zimą w polskim lesie. W stanie dzikim nazywają się płomiennica zimowa (Enoki), uszak bzowy (Mun), no i boczniak ostrygowaty po prostu. Warto też wiedzieć, że każdy z trzech wymienionych gatunków śmiało można wpisać na światowe listy superfood.
Do lamusa czas włożyć powszechne przekonanie o niskich wartościach odżywczych grzybów. Coraz więcej naukowców dowodzi, że to nieprawda. Owszem, część z nas trudniej trawi grzyby. Podobnie jak kapustę, kiszonki, fasolę albo groch. W takich sytuacjach trzeba zachować rozsądek. Jednak w świetle najnowszych badań grzyby to skarbnica nie tylko przyswajalnego, pełnowartościowego białka, ale też witamin, w tym tak potrzebnej zimą witaminy D, mikroelementów, enzymów oraz chityny zaliczanej do błonnika pokarmowego. Do tego wszystkiego są niskokaloryczne (do 70kcal/100g). Można bez wahania powiedzieć, że grzyby, oczywiście te jadalne, są bardzo zdrowe.
Powszechnie znany boczniak ostrygowaty stał się obiektem badań profesor Bożeny Muszyńskiej z Wydziału Farmakologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie od wielu lat badane są grzyby pod kątem ich wartości dietetycznych. Boczniaki zawierają lowastatynę, która obniża poziom cholesterolu i sprawdza się, wspomagając leczenie hipercholesterolemii. U osób chorych na cukrzycę spożywanie boczniaków może obniżać poziom cukru we krwi. Poza lowastatyną boczniaki zawierają witaminy z grupy B, nienasycone kwasy tłuszczowe, polisacharyd immunostymulujący oraz niezbędne dla organizmu pierwiastki.
Boczniakom nie straszne zimno i szaruga. W stanie dzikim bywają nieco ciemniejsze, ale też i smaczniejsze (ocena subiektywna) niż te ze sklepu. Lubią wyrosnąć sobie gdzieś wysoko na pniu, ale także na próchniejącej, leżącej w mchu kłodzie. Trzeba więc uważnie spacerować, patrząc pod nogi i jednocześnie omiatając wzrokiem korony bezlistnych drzew.
Równie dużo dobrego można powiedzieć o płomiennicy zimowej. W Azji mówią o niej Enoki albo Futu. W medycynie ludowej od dawna wyciągi z płomiennicy stosowano jako lek na różne stany zapalne. To także remedium na bezsenność i złe nastroje. Przede wszystkim jednak płomiennica jest pyszna. Słodkawa, o bogatym i przyjemnym bukiecie przywołującym wspomnienia owoców morza. Koniecznie trzeba spróbować.
Rośnie na drzewach liściastych, lubi podmokłe okolice, a jej intensywny kolor czerwonych płomieni głośno krzyczy: „tu jestem!”. Enoki w sklepie istotnie różni się od dzikiej płomienicy rosnącej w lasach. Handluje się grzybem przypominającym biały makaron. To efekt zabiegów hodowlanych. Grzyb w stanie dzikim ma intensywną barwę i klasyczną formę kapelusza na trzonku. Egzemplarze z upraw tak bardzo są inne od tych rosnących w lasach, że aż trudno uwierzyć, że to ten sam gatunek Flammulina Velutipes.
Przed wiekami głęboko wierzono w moc uszaka bzowego. Uśmierzano nim stany zapalne gardła i oczu. Łagodzono też przeziębienia, krwawiące hemoroidy, bóle zębów i brzucha oraz dolegliwości sercowe. Dziś mamy dowody, że to wszystko ma podstawy racjonalne, coraz częściej potwierdzane wynikami naukowych badań. Uszaki i ich azjatyckie odpowiedniki Mun, wzmacniają system odpornościowy, naczynia krwionośne i włosy, regenerują skórę i pochłaniają wolne rodniki. Obniżają także poziom cholesterolu. Mogą być lekiem i kosmetykiem. W sklepach dostępne są suszone albo mrożone, jako jeden ze składników chińskich mieszanek. Świeżych nie uświadczysz. Nie ma się nad czym zastanawiać, tylko czym prędzej ruszać do lasu na przegląd ogołoconych z liści krzaków bzu czarnego, bo tam na gałęziach, nawet podczas silnych mrozów uszaki strzygą uszami.
Czy można te rosnące zimą grzybowe rarytasy pomylić z trujakami? Owszem, jest to możliwe, ale mało prawdopodobne. Boczniaka pomylić można z łycznikiem późnym. Nie jest trujący, ale raczej mało smaczny. Wystarczy zapamiętać, żeby nie zbierać, jeśli krótki trzonek grzyba jest żółtawy. To znak, że mamy do czynienia z łycznikiem. Płomiennica zimowa jest podobna trochę do maślanki wiązkowej, hełmówki jadowitej albo łuszczaka zmiennego. Wszystkie te gatunki nie tolerują chłodu. Płomiennica przy minusowej temperaturze sztywnieje, ale już w minimalnym plusie rośnie niewzruszona dalej, podczas gdy inne podobne do niej grzybki kapcanieją. Szukając płomiennic, trzeba zwrócić uwagę na trzon grzyba. Tylko płomiennica, nazywana dawniej zimówką aksamitnotrzonową ma kosmate, brązowe nóżki. Natomiast uszak bzowy właściwie nie ma podszywających się pod niego konkurentów. Nikt tak jak uszak bzowy nie udaje ucha na gałęzi. Zdarza się, że ktoś pomyli go z młodym uszakiem skórnikowatym, który jest grzybem bardzo rzadkim, zagrożonym, no i jego niby-uszy są całe pokryte mało apetycznym kutnerem, czyli gęstymi włoskami.
Naprawdę zimowe grzybobranie to dużo mniejsze dziwactwo niż choćby morsowanie, które wszak jest już całkiem popularną zabawą. Co więcej, wyprawa na grzyby zimą jest mniej ekstremalnym zajęciem, niż chodzenie na grzyby późnym latem czy złotą jesienią. Po pierwsze nigdy nie jest za gorąco. Nie wpada się co rusz w lepkie pajęczyny. Żadne komary, brzęczące muchy, wściekłe osy i podstępne kleszcze nie burzą spokoju. Groźne żmije zygzakowate grzecznie hibernują pod ziemią i do kwietnia się stamtąd nie ruszą. Monochromatyczna ściółka nie rozprasza. Zrywanie się o świcie nie oznacza morderczej godziny 5.00, a całkiem przyjazną 7.30. Na leśnych parkingach cicho, puściutko i wokół praktycznie żadnej konkurencji. Nic, tylko brać koszyki i w las!
Tekst: Izabela Urbanowicz
fot. Pixabay
Przeczytaj również: Gemmoterapia, czyli skarby przedwiośnia
Czosnek niedźwiedzi: wiosenny rarytas